Coma – polska muzyka

Coma to zespół, który zna każdy, a przynajmniej tak mi się zadaje. Nawet jeśli zapytać osoby, która słucha One Direction albo wycia traktora, to przyzna, że Comę kojarzy. I to nie dlatego, że często katują jej kawałki w radio, bo wcale tak nie jest. Każdy człowiek przekonany, że słucha jakiejkolwiek muzyki częściej niż raz dziennie, zna Comę. Comę zna każdy, proszę was. Któż nie zna tego zespołu? Przecież Piotr Rogucki i jego słowa powinny znajdować się w świadomości każdego!

Data założenia: 1998
Pochodzenie: Łódź
Dyskografia: Pierwsze wyjście z mroku, Zaprzepaszczone siły wielkiej armii świętych znaków, Hipertrofia, Excess, bez tytułu, Don’t set your dogs on me.

Na liście muzycznej zdecydowanie powinien pojawić się kawałek „Sierpień” z płyty „Pierwsze wyjście z mroku”. A na mojej prywatnej liście jawi się o wiele więcej nutek tego zespołu. Tak, „piosenka” wydaje się być za słabym określeniem na to, co oni wyrabiają w studiu muzycznym.

Coma daje człowiekowi muzykę, która trafia w trzewia człowieczeństwa. Wydaje się być przepełniona bólem istnienia albo bólem nieistnienia, reprezentuje człowieka zagubionego we własnym świecie albo niemogącego odnaleźć się w świecie innych ludzi. Ukazuje tyle sprzeczności życia ludzkiego ile tylko jest możliwe. To Szekspir w świecie muzyki. Ich utwory, teksty piosenek spokojnie można określić mianem poezji i nie będzie do nadużycie albo zniewaga polskich poetów.

Z dokładnością atomowej sekundy globalnej
Wyruszyliśmy ratować świat
Podejmując się niewykonalnej sprawy
Porzuciliśmy rodzinny kraj

 

Przed świtem obudziłem się, by żyć
Wplątany w cudzą pościel, w cudze sny
Pomiędzy pożądaniem a rozkoszą tkwi dolina nocy

 

Zapomniałem nakręcić czas
I zapomniałem rozpocząć nowy dzień
W zagubionej przestrzeni trwam
Cały świat płynie obok gdzieś