Czy programowi rozrywkowemu „Mam talent” grozi to, że zamieni się on w drugiego „Idola”? Niektórzy złośliwi twierdzą, że właściwie już się tak stało. Nie da się ukryć, że większość uczestników przychodzących na castingi nie prezentuje sobą żadnej nowej i oszałamiającej umiejętności, a właśnie przychodzi zaśpiewać. Wiadomo, część z nich niesamowicie fałszuje, jednak są osoby, które mogą pochwalić się naprawdę dobrym głosem i umiejętnościami wokalnymi.
I tych właśnie osób pojawia się na castingach coraz więcej. Większość z nich przechodzi bez problemu do następnego etapu, niezmiennie przy tym słysząc od jurorów komentarz w stylu „nigdy nie słyszeliśmy tak dobrego wokalu, ciarki chodzą nam po plecach i mamy gęsią skórkę”. To wszystko zaczyna już pomału nudzić widzów, którzy oczekują prawdziwego show, a nie tego, że ktoś wyjdzie na scenę i pokołysze się w takt muzyki, coś tam nucąc pod nosem. W sumie ciężko uczestników za to winić, no bo jakie fajerwerki i efekty specjalne można przygotować przy okazji występu wokalnego?
Ilość piosenkarzy w Mam Talent
Właściwie żadne, więc mają ograniczone pole do popisu. O ile jeszcze możemy posłuchać jednej czy dwóch osób z przyjemnością, to schody zaczynają się w momencie, kiedy śpiewacy stanowią dziewięćdziesiąt procent uczestników, a tak zdarza się coraz częściej. Nie wiadomo jednak, jak można by było temu zaradzić, no bo jakie ograniczenia wprowadzić? Trzeba chyba jednak po prostu liczyć na zdrowy rozsądek jurorów, którzy również często podkreślają, że nie chcą robić z „Mam talent” programu muzycznego.